Слон Хоботовский
Слон Хоботовский
Жил некий слон,
Весил семь тонн,
Звали
Потап Хоботовский его.
Был этот слон
Сильный, как слон!
Не было в мире сильней никого!
Все у Потапа было слоновье:
Туша — слоновья,
Уши — слоновьи,
Здоровье —
Слоновье,
И хобот — труба.
Все ничего бы,
Да память слаба!
Друзей пригласил он
Сыграть в домино,
А сам позабыл
И потопал в кино.
Гости примчались:
— Хозяин, где ты?
Стучались, стучались —
Потапа нету;
Был, да ушел!
Ждали его Крокодилы
На чашечку ила из Нила
Забыл!
Не пришел!!!
Есть у слона-чудака
Ребятишки:
Дочь и сынишка
Смешные
слонишки.
Любит детишек без памяти папа,
И память за это подводит Потапа.
Хочет позвать он:
— Дочка и сын!
Забудет
И крикнет:
— Бочка и сыр!
Хочет сказать он:
— Слушайте папу!
Забудет
И скажет:
— Скушайте лапу!
Так вот и жил
Незадачливый слон —
Фамилий
не помнил,
Не помнил имен.
Даже, знакомясь,
Потап Хоботовский
Всех уверял:
— Я —
Потоп
Хохотовский!
И, верьте не верьте,
Семнадцать минут
Потап вспоминал,
Как слониху зовут!
В сердцах отчитала
слониха Потапа:
— Сходи-ка ты к доктору, тяпа-растяпа!
Лечись, если память твоя слабовата!
Потопал Потап…
И пришел к адвокату.
Потом у ткача побывал и ученого
И всюду качал головой огорченно:
— Помню — что помнил. А что?
Не припомнить!
Может, поможет мне кто-нибудь вспомнить?
Так и слонялся бы слон без конца,
Да повстречал по пути кузнеца.
Был бы в минуту подкован Потап,
Если б не вспомнил, что памятью слаб.
Кузнец его выслушал,
в ухо подул,
Язык посмотрел, взгромоздившись на стул.
По лбу Потапа кувалдой постукал
И говорит: — Пустяковая штука!
Завяжем на хоботе вам узелок,
Чтоб все позабытое вспомнить помог!
Еще вас окатим
С макушки до пят …
И — раз! — на слона трехведерный ушат.
Довольный
Помчал
Хоботовский
К супруге.
Ушами всплеснула супруга
— Что приключилось?
У доктора был?!
— Был!
— Ну и что же?
— Не помню! Забыл!!!
Słoń Trąbalski
Był sobie słoń, wielki — jak słoń.
Zwał się ten słoń Tomasz Trąbalski.
Wszystko, co miał, było jak słoń!
Lecz straszny był zapominalski.
Słoniową miał głowę
I nogi słoniowe,
I kły z prawdziwej kości słoniowej,
I trąbę, którą wspaniale kręcił,
Wszystko słoniowe — oprócz pamięci.
Zaprosił kolegów — słoni — na karty
Na wpół do czwartej.
Przychodzą — ryczą: „Dzień dobry, kolego!”
Nikt nie odpowiada.
Nie ma Trąbalskiego.
Zapomniał! Wyszedł!
Miał przyjść do państwa Krokodylów
Na filiżankę wody z Nilu:
Zapomniał! Nie przyszedł!
Ma on chłopczyka i dziewczynkę,
Miłego słonika i śliczną słoninkę.
Bardzo kocha te swoje słonięta,
Ale ich imion nie pamięta.
Synek nazywa się Biały Ząbek,
A ojciec woła: „Trąbek! Bombek!”
Córeczce na imię po prostu Kachna,
A ojciec woła: „Grubachna! Wielgachna!”
Nawet gdy własne imię wymawia,
Gdy się na przykład komuś przedstawia,
Często się myli Tomasz Trąbalski
I mówi: „Jestem Tobiasz Bimbalski”.
Żonę ma taką — jakby sześć żon miał!
(Imię jej: Bania, ale zapomniał.)
No i ta żona kiedyś powiada:
„Idź do doktora, niechaj cię zbada,
Niech cię wyleczy na stare lata!”
Więc zaraz poszedł — do adwokata.
Potem do szewca i rejenta,
I wszędzie mówi, że nie pamięta!
„Dobrze wiedziałem, lecz zapomniałem,
Może kto z panów wie czego chciałem?”
Błąka się, krąży, jest coraz później,
Aż do kowala trafił, do kuźni.
Ten chciał go podkuć, więc oprzytomniał,
Przypomniał sobie to, co zapomniał!
Kowal go zbadał, miechem podmuchał,
Zajrzał do gardła, zajrzał do ucha,
Potem opukał młotem kowalskim
I mówi: „Wiem już, panie Trąbalski!
Co dzień na głowę wody kubełek
Oraz na trąbie zrobić supełek”.
I chlust go wodą! Sekundę trwało
I w supeł związał trąbę wspaniałą!
Pędem poleciał Tomasz do domu.
Żona w krzyk: „Co to?!” — „Nie mów nikomu!
To dla pamięci!” — „O czym?” — „No... chciałem...”
— „Co chciałeś?” — „Nie wiem! Już zapomniałem!”