Загулявший соловей
Загулявший соловей
Плачет пани Соловьиха, изнывает, тужит —
благоверный не явился к девяти на ужин.
Не опаздывал ни разу Соловей домой.
Скоро полночь. Что случилось? Где же ты, родной?
Все остыло: суп из мошек, полный витаминов,
комариное рагу с медом муравьиным,
фаршированные светом крылья стрекозы
и пирог с начинкой лунной к чаю из росы.
Может, где-то по дороге на него напали?
Звонкий голос отобрали, перья ощипали?
Это жаворонок с бандой — зависть, все понятно!
Перья вырастут, а голос не вернешь обратно.
Вдруг явился ненаглядный, баловень удачи.
«Где ты был? Куда летал ты? Я сижу тут, плачу!»
Соловей же знай щебечет: «Свет мой, не сердись!
Чудный вечер! Захотелось мне пешком пройтись...»
Spóźniony słowik
Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji.
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej — i Słowika nie ma!
Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
A na deser — tort z wietrzyka w księżycowym blasku.
Może mu się co zdarzyło? może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka — głupstwo, bo odrosną, ale głos — majątek!
Nagle zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze...
„Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!”
A pan Słowik słodko ćwierka: „Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!”